Wylot mieliśmy rano. Wczesna pobudka, szybkie śniadanie, plecaki na siebie i już jechaliśmy naszym kochanym metrem. Potem przesiadka do autobusu, jeszcze tylko codzienne poranne korki, trochę nerwów - czy zdążymy i byliśmy na lotnisku. Niczego nieświadomi podeszliśmy się odprawić a tu... pani wzięła od nas paszporty, popatrzyła w nie uważnie i zrobiła dziwna, powiedziałabym wręcz nieciekawą minę. Potem znów popatrzyła w paszporty i znów zrobiła te swoją minę. Po dłuższej chwili byliśmy juz lekko zdenerwowani. Wtedy to Pani stwierdziła, że nie wie czy możemy lecieć, ponieważ tak właściwie to mamy nieważne wizy! Przyznam, że zrobiło mi się lekko gorąco. Chyba nie darowałabym sobie gdyby nasze wakacje skończyły się już na lotnisku w Warszawie. Wizy mamy ważne dopiero od jutro, ponieważ do Hanoi dolatujemy już rano. Pani zwątpiła, czy nie będziemy mieć problemów w Moskwie, przez którą lecimy i nas nie cofną. Na szczęście zadzwoniła do jakiegoś "znawcy tematu", który uznał, że nie powinno być problemu, ponieważ to ona wydaje nam karty pokładowe na obydwa loty.
Koniec końców w Polsce jakoś się udało i polecieliśmy. Teraz siedzimy już na lotnisku w Moskwie. Z lekkim strachem przechodziłam przez kolejne bramki, czy mimo wszystko nie wrócą do tematu, ale na szczęście wszystko poszło gładko:) Szeremietiewo jest ogromne. Od czasu jak tu byłam ostatnio, trochę je rozbudowali:) Na przesiadkę mamy cztery godziny, ale czas leci dość szybko. Najpierw przewieźli nas busem z jednego terminala do drugiego - całkiem spory kawałek:) potem mała kawa, trochę pokręciliśmy się po okolicy - nowa część naprawdę robi wrażenie, a zaraz zacznie się odprawa na lot do Hanoi. Zobaczymy czy 10 godzin lotu
też tak zleci. Następny wpis miejmy nadzieje już z okolic Sapy. Oby tylko udało się dostać bilety.