Geoblog.pl    sophia81    Podróże    Wietnam, Kambodza 2010    Targ w Bac Ha i Sapa
Zwiń mapę
2010
22
sie

Targ w Bac Ha i Sapa

 
Wietnam
Wietnam, Bắc Hà
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8121 km
 
Dziś z samego rana wybraliśmy się na miejscowy targ. Ponieważ znajdował się dwie przecznice od naszego hotelu, wyprawa nie była specjalnie daleka. Ten dzisiejszy różnił się od wczorajszego w sumie niewiele. Może tym, że było więcej żywego inwentarza. Tak przy okazji mają bardzo fajne klatki na kury, kaczki i małe wieprzki - wyplatane z jakiegoś miejscowego odpowiednika wikliny. Oczywiście montowali je potem razem z tą zwierzyną na motorki i w drogę:) Na samym targu było może jeszcze trochę więcej produktów spożywczych - choć wczoraj dojechaliśmy dużo później, wiec może cześć już się zebrała do domów. Plemiona, które się pojawiły właściwie te same, czyli Flower Hmongs. Dziś również postanowiliśmy popróbować miejscowych przysmaków. Tym razem strefa "barowa" była dużo większa, więc mięliśmy nadzieję na jakieś nowe doznania smakowe - niestety nic z tego. W jednym miejscu mieli coś, co przypominało trochę nasz żółty ser, oczywiście też pakowali to do zupy, ale wszystkie miejsca były zajęte. Dalej były jakieś gulasze chyba z podrobów i coś w rodzaju naszej kaszanki - tak wyglądało. Jednak chyba ze względu na miejsce nie zdecydowaliśmy się. I w ten sposób wylądowaliśmy na standardowej Pho. Może różniła się tym, że nie byłam w stanie określić, jaki kawałek mięsa tym razem jest dodatkiem - na pewno były to jakieś podroby.
Trochę popadało, więc zebraliśmy się do hotelu i doczekaliśmy do przyjazdu busa, który miał nas zabrać do Lao Cai, a stamtąd dalej do Sapy. Bus był trochę wyższej klasy niż ten wczorajszy i może dlatego kierowca początkowo wyrzucił z niego miejscowych. Najpierw zapakował nas, potem przejechał po mieście zbierając innych turystów i dopiero wtedy podjechał po lokalesów. Droga tym razem zleciała prawie błyskawicznie. Kierowca wiedział, że dalej jedziemy do Sapy i zaproponował, że pojedzie dalej za 50tys. Ponieważ koszt przejazdu z Lao Cai wynosi 30tys. poszliśmy w zaparte, że albo zejdzie z ceny albo ma nas zawieźć na dworzec i szukamy sobie czegoś sami. W sumie było nas – turystów, ośmioro i w końcu się poddał. Pojechaliśmy. Przejazd trwał godzinę, a trasa przepiękna. Tym razem przejeżdżaliśmy przez wioski Czarnych Hmongow, którzy z kolei zamieszkują właśnie te tereny. Sapa poza tym, że jest pofrancuskim górskim kurortem, słynie z odwiedzających ją codziennie Czarnych Hmongow i Czerwonych Dzao, którzy starają się sprzedać turystom swoje rękodzieła. Cała "procedura" wygląda dość zabawnie. Zarówno młode dziewczyny jak i starsze kobiety chodzą po głównych ulicach namawiając przyjezdnych żeby coś od nich kupili. Taka przechadzka z jednym turystą może trwać naprawdę długo. W przeciwieństwie do zwykłych Wietnamczyków, dziewczyny z górskich plemion mówią całkiem dobrze po angielsku. Dlatego też zagadują o co tylko się da i tak uparcie dążą do celu. Jeśli pierwszej się nie uda to i tak któraś każdego złamie:) Poza tym, jeśli nawet da się radę od takiej uwolnić to za godzinę czy dwie znów Cię wypatrzy i da do zrozumienia, że pamięta i że obiecało się kupić coś później. Wszystkie dokładnie wiedzą kiedy kto przyjechał i kiedy wyjeżdża:)
Kiedy dojechaliśmy do Sapy, kierowca busa podjechał pod konkretny hotel, od którego ma pewnie jakąś prowizję. Okazało się jednak, że ten jest pełny i chciał jechać dalej. Uparliśmy się jednak, że idziemy sami. Teraz w górach jest środek sezonu turystycznego, więc sporo hoteli było zajętych. Udało nam się znaleźć pokój w bardzo sympatycznym Quuen Hotel (2os. z łazienką, ciepłą wodą i przepięknym widokiem z okna - 10$) Naszym zdaniem jak najbardziej warto. Zrobiliśmy się głodni, wiec postanowiliśmy poszukać jakiegoś jedzonka. W okolicy hotelu były same knajpy z pizzą, pastą i stekami, na które raczej nie mieliśmy ochoty. W końcu znaleźliśmy lokalną knajpkę. Staraliśmy się wytłumaczyć, że mamy już lekki przesyt rosołów z makaronem i bylibyśmy zobowiązani gdyby mieli coś innego. Pan z dumą powiedział, że oni zup nie podają i podał nam... zupę:-) Miejmy nadzieję, że następnym razem pójdzie nam lepiej.
Przeszliśmy się po mieście, zajrzeliśmy na tutejszy targ - same pamiątki dla turystów - taki warzywno - mięsny jest od rana i chcieliśmy znaleźć bankomat. W Sapie są dwa sieci ATM, jeden działa tylko z Visą a drugi z sobie tylko znanych powodów nie chciał dać pieniędzy... Chyba będziemy musieli wymienić $. Byliśmy też w końcu na wietnamskiej kawie. Są tacy co się zachwycają - ja do nich nie należę. Potem kupiliśmy bilety na jutrzejszy sleeping bus do Hanoi. Nie załatwiliśmy sobie wcześniej powrotnego biletu na pociąg, a w Sapie były tylko do kupienia drogie soft sleepery. Dlatego tez postanowiliśmy sprawdzić jak wyglądają tutejsze sleeping busy - 180tys. (kupowany w hotelu - 210tys.)
Ponieważ wieczorem zrobiło się dość chłodno, przebraliśmy się i znów poszliśmy jeść:) Tym razem padło na ichnie barbecue. Mnóstwo straganów z małymi grillami mieniło się od wszelkich różności. Dostaje się talerz i każdy nakłada na co tylko ma ochotę. Potem pani to grilluje i po kolei podaje na stół. Szaszłyki wszelkiej maści: mięsne, rybne, nadziewane ziołami, jakieś śmieszne pampuszki chyba z maki kukurydzianej. Z nowości spróbowaliśmy pisklaki Wróbla z głębokiego tłuszczu, a ja jeszcze szarpnęłam się na baluta, czyli pisklę chwilę przed wykluciem pieczone w skorupce na grillu. Nie wiem o co tyle szumu, smakuje jak bardzo delikatny kurczak połączony z lekko gumowatym jajkiem. W sumie całkiem dobre. Popróbowaliśmy do tego jeszcze winka ryżowego (bardzo słodkie) i spać. Przed nami kolejny dzień i kolejne atrakcje w miejscowych wioskach.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (28)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
neronek
neronek - 2010-08-25 11:29
Sapa to mój numer 1 w Azji , polecam przełęcz i srebrny wodospad .

pozdrawiam i życzę wielu nie zapomnianych wrażeń no i smacznego Pho / zupa wietnamska /
polecam tą na bazarze w Sapa ;}
neronek
 
sophia81
sophia81 - 2010-08-27 09:59
Sapa byla ok ale mnie najbardziej do gustu przypadlo Can Cau. Choc niestety nie widzialam przeleczy i wodospadu w Sapie, wiec moze zmienilabym zdanie:)
 
 
sophia81
ciekawa świata
zwiedziła 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 96 wpisów96 10 komentarzy10 508 zdjęć508 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
18.08.2010 - 25.09.2010
 
 
04.09.2009 - 14.09.2009
 
 
07.03.2008 - 14.03.2008