Geoblog.pl    sophia81    Podróże    Wietnam, Kambodza 2010    Grobowce, rejs po rzece i oczywiście jakieś jedzonko:)
Zwiń mapę
2010
25
sie

Grobowce, rejs po rzece i oczywiście jakieś jedzonko:)

 
Wietnam
Wietnam, Huế
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8959 km
 
Dotarliśmy! Może zacznę od samego autobusu. Przejazd nie był najgorszy. Do luksusów mu daleko, ale nawet Bartkowi udało się w końcu usnąć. Jak na razie to opowieści o klimatyzacji zupełnie się nie sprawdziły. Miało wiać tak, że mieliśmy zamarznąć, a tu można było ducha wyzionąć. Duchota taka, że co trochę budziłam się zlana potem. Wybraliśmy miejsca na dole na samym końcu (autobus jest podzielony na trzy rzędy po jednym łóżku w każdym, góra i dół). Tylko na końcu jest 5 łóżek - nie mają puszek na nogi, więc jak ktoś jest większych rozmiarów, może próbować spać. Ja do gigantów nie należę, więc spokojnie dałam radę - tym razem nogi miałam normalnie, ale leżenie było jakoś tak dziwnie wyprofilowane, że plecy wisiały mi w powietrzu. Mimo tych niedogodności podołaliśmy. Do tego stopnia, że zaraz po przyjeździe ruszyliśmy na zwiedzanie.
W sprawie hotelu: zdecydowaliśmy się na hotel, pod którym wysadził nas autobus. Po pierwsze blisko centrum - zarówno cytadeli jak i części typowo turystycznej, po drugie cena całkiem przyzwoita (8$ za pokój z łazienką, ciepłą wodą i AC), a po trzecie z tego samego miejsca odjeżdża autobus do Hoi An. Hotel należy do firmy przewozowej lub ma z nią jakieś konkretne powiązania:) Dzięki takiej decyzji zaoszczędziliśmy sobie kolejnej godziny czy dwóch poszukiwania noclegu- szczególnie, że z tego co czytałam nic wiele lepszego w tej cenie byśmy nie znaleźli, a tylko czas i nerwy stracili.
Ponieważ od wyjazdu z Hanoi cała noc padało i przeszło dopiero nad ranem, nasze plecaki okazały się być niestety mokre. Tu jest już na szczęście piękna pogoda, a mówią że w Hue pada prawie zawsze:) Pierwsze co zrobiliśmy po zameldowaniu, to rozwiesiliśmy sznurek przez cały pokój i zrobiliśmy wielkie suszenie. Pierwszy raz oddaliśmy rzeczy do prania – zobaczymy jak to będzie i w drogę. Postanowiliśmy wykupić sobie całą wycieczkę do grobowców i cytadeli. Co prawda zwiedzanie już trwa, ale pani w recepcji powiedziała, że nie ma problemu bo dziś zgarną nas w trakcie, a jutro zobaczymy pierwszą cześć. Mieliśmy zacząć od lunchu. Była też opcja wynajęcia motorków, ale po ostatnich doświadczeniach nie czujemy się jeszcze na siłach, mimo że tym razem byłoby z miejscowym kierowcą. W dodatku nie dojechalibyśmy wtedy do najładniejszego grobowca, bo jest za daleko lub płacilibyśmy tyle samo co za wycieczkę (8$). Koniec końców stanęło na wycieczce podzielonej na dziś i jutro.
Rzeczywiście autobus przyjechał po nas pod hotel. Jedzenie było zrobione typowo pod turystów- coś w rodzaju "bezpiecznego" szwedzkiego stołu. Ale byliśmy głodni, bo to nasz pierwszy posiłek tego dnia.
W planie wycieczki, grobowce cesarskie były trzy: Minh Manga, Khai Dinha i Tu Duca. My zdecydowaliśmy się wejść jedynie do dwóch pierwszych, a w czasie zwiedzania przez resztę trzeciego, zrobiliśmy sobie bardzo przyjemną posiadówkę w pobliskiej knajpce. Poza odpoczynkiem nie omieszkaliśmy również popróbować nowości. Tym razem był to makaron smażony z krewetkami i świeży sok z trzciny cukrowej - naprawdę przyjemny w smaku wynalazek, my baliśmy się zamówić go z lodem, ale z pewnością byłby wtedy doskonały.
Same grobowce pomimo tego, że zbudowane były w sumie dość niedawno, bo w XIX i XXw to naprawdę warte są zobaczenia. Te dwa, które widzieliśmy zupełnie się od siebie różniły. Pierwszy jest uważany za najdoskonalszy spośród wszystkich mauzoleów. Panuje tam przyjemny spokój, budowle są w bardzo dobrym stanie, a uroku wszystkiemu dodają liczne stawy i zieleń. Mnie jednak dużo bardziej spodobał się ten drugi. Mniejszy od pierwszego, ale ogromne schody, którymi trzeba było się wdrapać na górę robiły wrażenie. Do tego piękne zdobienia i żadnych kolorków:) Co prawda całość zrobiona była z betonu to jednak jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało.
Jeszcze tylko rejs sampanem po Rzece Perfumowej i byliśmy wolni. Sam rejs, jeśli nie jest wpisany w wycieczkę, jak dla mnie, można sobie odpuścić. Całość jednak stanowczo polecam. Pieniądze nie są duże, a dotarcie samemu w te wszystkie miejsca z pewnością zajęłoby dużo więcej czasu i pewno kasy też. Do tego czasem można usłyszeć coś ciekawego z tego, co opowiada przewodnik - jeśli tylko da się go zrozumieć. Nasz nie był wybitnym znawcą języka angielskiego, ale coś zawsze człowiek wyłapał:)
Mały odpoczynek w hotelu i przyszedł czas kolacji. Tym razem poszliśmy w stronę bardziej turystyczną. Szukaliśmy tej części z tanimi hotelami w nadziei, że knajpki będą podobne i też takie dla tubylców, ale niestety turystyka przepędziła charakterystyczne jadłodajnie z krzesełkami dla przedszkolaków i zostały same zachodnie restauracje. Głownie pizza i makaron. Jakieś wietnamskie też się znalazły, ale przy stolach z obrusami to jakoś zupełnie traci swój urok i człowiek przestaje wierzyć, że miejscowy by tam usiadł. W związku z takim stanem rzeczy, wybraliśmy sushi. Złe nie było, ale na kolana też mnie nie powaliło. Ryż trochę za kwaśny. Powiedziałabym, wietnamskie sushi jest odpowiednikiem sushi polskiego. Na pewno będę chciała spróbować jeszcze w Bangkoku, bo tam ponoć ekstra. Tu jednak pozostanę przy lokalnych specjałach. Szczególnie, że jutro jedziemy do Hoi An ponoć "najsmaczniejszego" miasta Wietnamu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (22)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
sophia81
ciekawa świata
zwiedziła 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 96 wpisów96 10 komentarzy10 508 zdjęć508 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
18.08.2010 - 25.09.2010
 
 
04.09.2009 - 14.09.2009
 
 
07.03.2008 - 14.03.2008