Geoblog.pl    sophia81    Podróże    Wietnam, Kambodza 2010    Druga część wycieczki i przejazd do Hoi An
Zwiń mapę
2010
26
sie

Druga część wycieczki i przejazd do Hoi An

 
Wietnam
Wietnam, Huế
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8959 km
 
Dziś wycieczki część pierwsza, a mianowicie cytadela z zakazanym miastem i pagoda Thien Mu. Na wczorajszej wycieczce dołączyliśmy do grupy już w trakcie zwiedzania, więc dziś mogliśmy zobaczyć to, co nas ominęło. Z samego rana zakupiliśmy na śniadanie dwie bagietki faszerowane jakimś gulaszem i warzywami i popędziliśmy oglądać, a konkretnie pojechaliśmy busem. Niby cytadela była dość blisko naszego hotelu, ale że w ramach wycieczki była podwózka to tylko dla nas lepiej. Po wczorajszym obejrzeniu grobowców cesarskich przyznam, że cytadela lekko mnie zawiodła. Jest mocno zniszczona- najpierw przez Francuzów, a potem stanowiła schron dla żołnierzy Vietcongu i zbombardowali ją Amerykanie. Zachowało się bardzo niewiele. Niby prace remontowo - renowacyjne trwają, ale jeszcze dużo do zrobienia. Za to dziś mieliśmy naprawdę fajnego przewodnika. Bardzo dużo opowiadał, a co najważniejsze tak, że można go było zrozumieć:) Następnie zawieźli nas do jakiegoś sklepu/kawiarni gdzie mogliśmy spróbować cesarskiej herbaty i słodyczy - raczej nieciekawe (były takie, które miały smak zmywacza do paznokci - dla jasności zmywacza nigdy wcześniej nie próbowałam). Oczywiście zakupy jak najbardziej były możliwe - nie weszliśmy w to. Potem mała niespodzianka - pewno planowana, ale ja o niej nie wiedziałam - zabrali nas do autentycznego domu jednego z cesarskich mandarynów. Do tego znów duża dawka informacji przekazana przez przewodnika:) i na koniec zwiedzanie Pagody Thien Mu. Dookoła pagody jest spory teren, który zamieszkują mnisi (mają specjalnie ogolone głowy - tylko długą grzywkę opadającą na twarz). Potem jeszcze zamówiliśmy sobie pod pagoda sok z kokosa i autobus odwiózł nas pod hotel. Dzięki temu, że wykupiliśmy tę wycieczkę i podzieliliśmy ja na dwa dni, jeszcze dziś mogliśmy pojechać do Hoi An. Ponieważ do odjazdu mieliśmy 1,5h, szybkie pakowanie i Pho.
Zaraz obok hotelu była spora jadłodajnia z duża ilością miejscowych. Nie było się nad czym zastanawiać. Pokazaliśmy palcem co i z jakimi dodatkami chcemy zjeść i dostaliśmy chyba najlepszą Pho, jaka kiedykolwiek udało nam się zjeść. Szkoda, że nie odkryliśmy tego miejsca wczoraj szczególnie, że w menu było jeszcze parę innych dań.
Wskoczyliśmy do autobusu i w drogę. Tym razem łóżka były dużo wygodniejsze, poza tym wybraliśmy takie po środku i na górze. Miejmy nadzieję, że następnym razem też takie będą. Tym razem jednak klimatyzacja bardziej dała nam się we znaki, szczególnie pod koniec podróży. Na szczęście to tylko 4h, więc upłynęły nam bardzo szybko. W dodatku widoki na tej trasie są naprawdę ładne. Autobus oczywiście dowiózł nas pod hotel. Znów potwierdziła się moja teoria, że jak na backpakerów jesteśmy potwornie leniwi. Powinniśmy chociaż godzinę chodzić od hotelu do hotelu, wybierać, przebierać, oglądać i się targować, a my co? Pierwszy hotel w dodatku na pewno zaprzyjaźniony z przewoźnikiem, a my już. Przyznaję jednak, że chyba nie byłoby sensu szukać dalej. 4$/os. a pokój jak marzenie, stanowczo w tak ładnym i czystym jeszcze nie spaliśmy. Klimatyzacja i jak ktoś woli wiatrak. Łazienka z wanną, oczywiście ciepła woda. Telewizor, lodówka, wi-fi, pierwsze piętro, a nie jak wcześniej trzecie czy czwarte, komputery w recepcji i co istotne do starego miasta mamy 15 minut piechotą. Nawet śniadanie można dostać za dodatkowe 2$ ale nie korzystamy.
Szybki prysznic i polecieliśmy na miasto:) Nie mogliśmy się już doczekać tego słynnego jedzenia z Hoi An. Trochę połaziliśmy, aż w końcu wybór padł na jedną z nadrzecznych knajpek. Dzisiejsze menu to: sajgonki z krewetkami, sajgonki warzywne, zupa rybna, tutejsza specjalność Cao Lau i sałatka z zielonej papai. Jedzenie rzeczywiście dobre, choć ostateczne wrażenie zostało zmącone. Wychodząc zobaczyliśmy jak w kuchni wyjmują sajgonki z mrożonki...
Potem jeszcze wizyta na targu owocowym, a właściwie jego resztkach. Akurat podjechał jakiś Anglik, który zdaje się już trochę tu siedzi i podpowiedział co jest smaczne. Dodatkowo dzięki niemu, pani pozwoliła nam popróbować chyba polowy gatunków jakimi handlowała. Zdecydowaliśmy się na wypróbowane już wcześniej banany - były ok, ale te z Bac Ha miały dużo więcej aromatu i na nowe jeszcze nieznane mangostany - pycha, trzeba tylko uważać żeby nie wcisnęli już przejrzałych, bo mają sfermentowany smak. Na szczęście kupiliśmy kilo, więc było z czego odrzucać. Choć kilo to i tak nie za dużo, bo maja strasznie grubą skórę.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
sophia81
ciekawa świata
zwiedziła 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 96 wpisów96 10 komentarzy10 508 zdjęć508 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
18.08.2010 - 25.09.2010
 
 
04.09.2009 - 14.09.2009
 
 
07.03.2008 - 14.03.2008