Geoblog.pl    sophia81    Podróże    Wietnam, Kambodza 2010    Super klimat, super jedzenie, super plaża - chyba się tu osiedlimy:)
Zwiń mapę
2010
27
sie

Super klimat, super jedzenie, super plaża - chyba się tu osiedlimy:)

 
Wietnam
Wietnam, Hội An
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9089 km
 
Pozdrowienia z Hoi An. Dziś mam wolne. Inicjatywę sprawozdawcy przejmuje Bartek:)W hotelu tak nam się spodobało, że wynurzyliśmy się po 10-tej. Tak przy okazji nazywa się Hoa My i naprawdę jest to najlepszy hotel za 8$/pokój, jaki do tej pory widziałem w Wietnamie, btw zdarzało mi się mieszkać w Mediolanie w gorszych za 90€.Najpierw poszliśmy zabukować przejazd do Mui Ne. Potem spacer po mieście z zamiarem zjedzenia lokalnej kuchni, doprowadził nas w okolice bazarku, gdzie znaleźliśmy alejkę gastronomiczną. Wybraliśmy mix grillowanych krewetek, warzyw + kiszonek i kwiatów bananowca na ryżu polanym jakimś ichnim sosem. Zdecydowanie smaczne...Podczas jedzenia dosiadła się miejscowa pani, nieźle władająca językiem Szekspira, zagaiła skąd jesteśmy, jak długo zostajemy itd. Następnie zaczęła nas komplementować, poczuliśmy się przynajmniej jak B. Pitt i A. Jolie. Jak się okazało za moment, był to jej PR mający na celu namówienie nas na odwiedziny jej salonu piękności... Z uprzejmości nie odmówiliśmy (była mila i nie nagabywała zbyt nachalnie) ale po obejrzeniu przybytku podziękowaliśmy i wyszliśmy.Kolejne kroki skierowaliśmy w kierunku miejscowych atrakcji w postaci domów zacnych mieszczan, mostu japońskiego, domów zgromadzeń oraz pagód. Domy te są wciąż zamieszkiwane przez kolejne pokolenia, toteż czasami takiemu zwiedzaniu towarzyszy dość dziwne uczucie, że weszło się komuś do sypialni czy kuchni - co w sumie jest prawdą. Wystrój kompletnie różni się to od tego, co zobaczyć można w domach w Europie.Po nacieszeniu się licznymi atrakcjami i wykonaniu zdjęć udaliśmy się w stronę hotelu. Po drodze nabyliśmy francuski specyfik na oparzenia (Biafine - mam nadzieję, że pomoże mojej łydce:-)). Chwila odpoczynku w hotelu, lekkie odświeżenie i znów na miasto. Tym razem z zamiarem skonsumowania lokalnych przysmaków w ramach kolacji. W okolicy mostu japońskiego skusiliśmy się na Cao Lau, podawane na ulicy, przy mikroskopijnych stolikach. Właściwie większość wietnamskich "jadłodajni" to na szybko rozstawiane zestawy stół + krzesełka wielkości tych dla dzieci z przedszkola. Zastanawiające skąd taki zwyczaj siedzenia z nogami pod brodą, co ciekawe siedzieliśmy na „zydelkach” przypominających te, które w latach 80-tych fryzjerzy podstawiali małym chłopcom pod siedzenie, żeby byli odpowiednio wysoko. Swoją droga było się w przedszkolu niezłym kozakiem, gdy opowiedziało się kolegom, że byłeś obcinany bez „zydelka”:-)Wracając do meritum, jedzenie bardzo smaczne, 15000 za miskę. Potem wypad za most i zakup lampionów, przez Majeczkę. W tle dawała znać o sobie burza i postanowiliśmy zapytać miejscowego za ile może padać. Pan popatrzył i z miną znawcy powiedział, że za 10 minut będzie „bum, bum, bum”:-). Maja uznała, że wie co mówi i udaliśmy się w kierunku bazy...Po jakichś 15 minutach, będąc właściwie u celu, doszliśmy do wniosku, że nadal jesteśmy głodni. Uwagę naszą przykuł lokal z parkingiem dla motobajków, gdzie za drzwiami było strasznie gwarno. Nie ociągawszy się weszliśmy, nasz widok zwrócił uwagę biesiadujących Wietnamczyków. Swoją drogą nie ma się co dziwić, bo byliśmy jedynymi innostrańcami. Miałem wrażenie, że podobnie czułaby się para np. Indian wchodzących na wiejskie wesele albo zabawę do remizy:-). Zajęliśmy miejsca i zamówiliśmy węgorza w trawie cytrynowej i chilli, zupę krewetkową i grillowane krewetki. Muszę powiedzieć, że wszystko bardzo przyzwoite z małym ale...otóż nie dotarł węgorz, który na sąsiednim stole prezentował się wyśmienicie...wszystko to w aurze niesamowitej ulewy, dudniącej w blaszany daszek restauracji oraz odbywającej się przy sąsiednich stołach popijawie;-)Wyglądało to jak impreza nastolatków typu urodziny albo pożegnanie przed wojskiem. Ciężko wyczuć, bo taki Wietnamczyk równie dobrze może mieć 15 i 25 lat...młodzież raczyła się piwem, ale pili je w podobny sposób jak my wódkę. Wyglądało to tak, że lali jakieś 3/4 szklanki wstawali, wznosili toast i energicznie wypijali do dna. Z tą różnicą, że nie robili min, jakie my zwykliśmy pokazywać przy wódce.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
sophia81
ciekawa świata
zwiedziła 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 96 wpisów96 10 komentarzy10 508 zdjęć508 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
18.08.2010 - 25.09.2010
 
 
04.09.2009 - 14.09.2009
 
 
07.03.2008 - 14.03.2008