Geoblog.pl    sophia81    Podróże    Wietnam, Kambodza 2010    Jedziemy do Sajgonu
Zwiń mapę
2010
01
wrz

Jedziemy do Sajgonu

 
Wietnam
Wietnam, Ho Chi Minh City
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9816 km
 
Dzisiejszy dzień nie był zbyt obfitujący w wrażenia. Trochę leniwy, trochę rozwalony przez przejazd do Sajgonu. To niby tylko 5h, ale po pierwsze jechaliśmy dokładnie w środku dnia, więc ani przed ani po, nie dało się za bardzo nic robić. Poza tym autobus się najpierw spóźnił, potem utknęliśmy w korkach na przedmieściach i tak jakoś zleciało.
Z samego rana udało mi się jeszcze skoczyć na plażę, te co wczoraj, do sąsiedniego hotelu. Bartek wolał zaczekać w hotelu, a ja postanowiłam ostatni raz skorzystać z oceanu:) Prawdę powiedziawszy nie miałabym nic przeciwko takim porankom codziennie. Na dzień dobry kąpiel, potem jakiś fajny koktajl ze świeżych owoców, spacer po plaży i można żyć:) Ja shake'a nie wypiłam, ale kąpiel i spacer owszem były. Potem szybciutko do hotelu - trzeba się było wymeldować przed południem. Śniadanie, zakupy na drogę i zasiedliśmy w recepcji naszego hotelu, w oczekiwaniu na autobus, który miał tam po nas przyjechać. Godzina "zero" już dawno minęła, a tu nic. W końcu recepcjonistka zainterweniowała, wykonała parę telefonów i powiedziała, że wszystko jest ok i musimy jeszcze poczekać. W końcu udało się. Przyjechał i to z miejscami do leżenia. Nie wiem o co chodzi, ale jak kupowaliśmy bilet na nasz open bus, pan bardzo długo tłumaczył nam, że sypialne będą tylko na pierwszych trzech odcinkach, ostatnie dwa są zwykłe. Po czym wszystkie były sypialne... No cóż, Azjaci lubią zaskakiwać i to czasami na plus:)
Pierwsza cześć podróży mało ciekawa, padało, wszyscy pouciekali i nic nie było widać. Ale za to jakąś godzinę przed Sajgonem wyszło słońce, widoki zrobiły się znacznie atrakcyjniejsze i można było sobie pooglądać codziennie życie Wietnamskich przedmieść. Momentami niesamowite.
Z jednej strony podróż nocą mija zawsze trochę szybciej, poza tym nie traci się dnia, a trasy są naprawdę dość konkretne. Jednak w ciągu dnia można zobaczyć trochę życia, zmieniające się krajobrazy, a to naprawdę bardzo zróżnicowany kraj. Szczerze polecam nie robić wszystkich przejazdów nocą.
Wjazd do Sajgonu to jeden wielki sajgon:) ulice chyba cztero czy pięciopasmowe i wszystko stoi. Korek gigant. Masa ciężarówek, motorków i autobusów. Nikt nie trzyma się swojego pasa(są wyznaczone dla każdego rodzaju pojazdów) tylko pcha się jak widzi wolny kawałek. Korki w Warszawie to mały pikuś przy tym, co dzieje się tutaj. Półtorej godziny opóźnienia, ale w końcu dojechaliśmy - oczywiście pod sam hotel. Obejrzeliśmy, ale jakoś nas nie zachwycił, więc ruszyliśmy na poszukiwania. Przeszliśmy tym razem chyba z sześć. Wszystkie oczywiście w dzielnicy tanich hoteli, przy takim sajgońskim Khao San. Już mieliśmy wracać do pierwszego, ale udało się znaleźć coś naprawdę w miarę porządnego. Pokój czysty, wyglądał na świeżo odmalowany, AC, ciepła woda. Raczej mały, ale tu za te pieniądze chyba ciężko znaleźć coś innego. Ogólnie ceny wahały się miedzy 9-12$ ale większość pokoi była strasznie zawilgocona, z grzybem i co tu dużo mówić podśmierdywała. Nasz może mały, ale czysty i suchy. W dodatku udało nam się wytargować 9$ za pokój. Hotel nazywa się Quang I jest na ulicy Bui Vien w 1 Dzielnicy. Zostajemy na dwie noce.
Ponieważ trochę to wszystko trwało, dość ostro zgłodnieliśmy. Zaraz obok naszego hotelu była indyjska knajpka, więc dla odmiany postanowiliśmy, że tym razem zjemy coś innego niż Pho:). Jedzenie całkiem smaczne, choć przyznam, że naszemu Ganeshowi w Łodzi czy Namaste w Warszawie zupełnie nic nie brakuje, a jak dla mnie może nawet gotują jeszcze lepiej:) Tu też oczywiście gotowali Hindusi. Potem jeszcze mały spacer po okolicy. Co prawda widzieliśmy dwie ulice i to tylko nocą, ale jak na razie bardzo nam się podoba. Niesamowite miasto, kolorowe, głośne, potwornie zatłoczone i na pewno imprezowe. Znaleźliśmy jakąś knajpkę, a właściwie wciągnęli nas do niej - jeśli można tak powiedzieć o tradycyjnych stołeczkach na środku ulicy i przysiedliśmy na piwie. Zamówiliśmy cały baniaczek ichniego "sikacza" i postanowiliśmy trochę ochłonąć. Traf chciał, że obok nas siedział akurat Polak, który jeździ po Azji już od ośmiu lat - reporter, więc zwiedził dużo, widział jeszcze więcej i trochę nam poopowiadał i podał namiary na fajne miejsca na naszej dalszej drodze.
Po dzisiejszym wieczorze już nie mogę doczekać się jutra. Ciekawe, co pokaże Sajgon za dnia?:)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
sophia81
ciekawa świata
zwiedziła 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 96 wpisów96 10 komentarzy10 508 zdjęć508 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
18.08.2010 - 25.09.2010
 
 
04.09.2009 - 14.09.2009
 
 
07.03.2008 - 14.03.2008