Geoblog.pl    sophia81    Podróże    Wietnam, Kambodza 2010    Sajgon w Sajgonie
Zwiń mapę
2010
02
wrz

Sajgon w Sajgonie

 
Wietnam
Wietnam, Ho Chi Minh City
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9816 km
 
Dzisiejszy dzień w sumie zaczęliśmy dość późno, jak na tylko jeden w Sajgonie, bo po 10. W dodatku pierwszą rzeczą, za jaką się zabraliśmy, było wykupienie trzydniowej wycieczki do Delty Mekongu z jednoczesnym przejazdem na trzeci dzień do Phnom Penh w Kambodży. Nie jest to może najtańsza impreza - 42$/os - ale biorąc pod uwagę, że są w tym po 2 śniadania, obiady i noclegi, do tego trzy przejazdy autobusem jeszcze w Wietnamie, 3 przejażdżki łodziami, zwiedzanie różnych przybytków i ogólnie pojęte rozrywki typu rowery, pływający market itp., a na koniec przejazd slow boatem od granicy do Phnom Penh - to nie jest chyba tak źle. Wycieczkę wykupiliśmy w naszym hotelu po uprzednim sprawdzeniu chyba 4 czy 5 innych biur. Różnice były raczej niewielkie typu 2-3$. To, co nas przekonało to ilość posiłków, wcześniejsza godzina wyjazdu na floating market, czyli 7 (większość jedzie o 8) i możliwość dopłacenia 5$ za jeden nocleg w tzw. homestayach (w innych biurach to koszt kolo 14$). Jeszcze nie wiemy czy skorzystamy, ale warto mieć taką opcję. Niektórzy bardzo sobie to chwalą. Gość z agencji w naszym hotelu bardzo dobrze mówi po angielsku i jakoś tak zachęcił nas opowieściami. Tak nam się dobrze z nim gadało, że kolejna godzina uciekła.
Szybka zupa na śniadanie i w drogę. Zwiedzanie zaczęliśmy od jednego z najbardziej znanych i kolorowych marketów Sajgonu. Ponoć nie tylko turyści, ale i mieszkańcy lubią tam zaglądać. Ci drudzy z reguły tylko popatrzeć ze względu na wysokie ceny. Pogoda była dziś nawet znośna, jak na te warunki oczywiście, bo niebo było zachmurzone i słońce dawało odrobinę wytchnienia. Co za tym jednak idzie, nie ominęły nas dwie ulewy. Pierwsza dopadła nas właśnie na targu Ben Thanh, dzięki czemu spędziliśmy tam znacznie więcej czasu niż planowaliśmy. Mimo tego nie skusiliśmy się jednak na żadne podróbki, świecidełka ani pamiątki. Jak tylko deszcz ustał obraliśmy kierunek na Katedrę Notre Dame, a dalej plac Lam Son- ponoć serce Sajgonu. Tu zerwała się następna ulewa, którą przeczekaliśmy przy mrożonej herbacie, bliżej nieokreślonych lodach i soku ze świeżego kokosa. Na szczęście takie ulewy nie są zbyt długie, a na dodatek zawsze przynoszą odrobinę wytchnienia. Niestety nie dotarliśmy już do Pagody Jadeitowego Cesarza i pewnie wielu wielu innych miejsc, ale dzięki temu będzie pretekst żeby tu wrócić:)
Bardzo chcieliśmy zobaczyć dzielnice chińską, czyli Cholon, dlatego kolejne kroki skierowaliśmy na dworzec autobusowy mieszczący się zaraz obok targu Ben Thanh, skąd złapaliśmy „jedynkę”. Autobus numer jeden kończy swój bieg przy targu Binh Tay, czyli jednym z największych targów Sajgonu. Tym razem już nie tak bardzo turystycznym, ale typowo azjatyckim. Rejony te, to jednocześnie obrzeża chińskiej dzielnicy, skąd rozpoczęliśmy nasz spacer. Sam targ, oczywiście jak dla mnie wielbicielki wszelkich tego typu miejsc, fantastyczny. Kolorowy, ruchliwy, głośny, pełen warzyw, owoców, mięsa i ryb (w ogóle różnych żyjątek). Najbardziej rzuciły nam się w oczy żaby. Były już obdarte ze skóry i z obciętymi pyskami, ale nadal skakały. Widok dość makabryczny aczkolwiek to pewnie tak jak u nas z kurami - jak im się obetnie głowę to też jeszcze biegają. W pełni żywy inwentarz również można było nabyć. Zawsze jak jestem w takim miejscu nie mogę przeboleć, że nie mogę nakupować jakichś smakołyków i czegoś z tego zrobić. Najlepiej pod okiem jakiejś wietnamskiej pani domu, bo połowa tych produktów jest dla mnie kompletną zagadką:)
Potem pospacerowaliśmy trochę po samej dzielnicy, zwiedziliśmy domy zgromadzeń i świątynie - te były znacznie większe od tych, które widzieliśmy w Hoi An. Było więcej ołtarzy, sal i samych modlących się. Dym z chyba tysiąca kadzideł, dźwięk dzwonu- niestety nie wiem jak on się nazywa i muzyka wewnątrz sprawiały, że wrażenie było niesamowite, jak trochę z innego wymiaru...
Dobrze wymęczeni usiedliśmy na najdroższej jak dotąd zupie - 50tys. za porcje (do tej pory płaciliśmy 20tyś). Podejrzewam, że cena była specjalnie dla nas. Choć tym razem nie była to jak dotychczas zwykła zupka Pho, tylko jakaś inna, dużo większa i w dodatku pełna wszystkiego - od klusek i słodkawego bulionu zaczynając, przez jakieś wędzone mięsa, na krewetkach i kalmarach kończąc.
Cholon bardzo przypadł nam do gustu i zdecydowanie polecamy spacer w tamte okolice. Dostać się tam jest naprawdę łatwo, a spacer ciekawy i do zrobienia w pół dnia spokojnie.
Padnięci, znaleźliśmy powrotny przystanek autobusowy i udaliśmy się na zasłużony wypoczynek do hotelu. Po drodze zakupiliśmy kolejny owoc - tym razem padło na rambutany.
Wieczorem wyszliśmy jeszcze na małe piwo do niedalekiej knajpki, a właściwie pijalni piwa składającej się z malej klitki z lodówką i może pięciu krasnalich stoliczków. Podają tu miedzy innymi piwo w takich małych kanisterkach. Ponieważ to " lane" jest już zupełnie słabiutkie, taki kanisterek wchodzi jak woda, choć mnie przyznam tym razem nie wchodził, bo piwo smakowało jakby sfermentowało. Stanowczo wolę Sajgon Bia. Potem jeszcze mały przystanek na sajgonki - jak tu być w Sajgonie i nie zjeść sajgonek:) Po drodze nabyliśmy super świeże ksero Lonely Planet po Kambodży, cale 3,5$:) A na koniec dnia jakieś śmieszne długie muszle w sosie z tamaryndowca, muszle zwykłe chyba z czosnkiem na parze i suszony kalmar. Wszystko to tradycyjnie w "kucki”, czyli w lokalnej jadłodajni na powietrzu.
Jutro w planie Delta Mekongu. Zbiórka 7:45.

Oczywiście trudno mówić tu o tym, że poznaliśmy Sajgon, ale ten kawałek który widzieliśmy, bardzo nam się spodobał. Hałas, gwar, kolory, tysiące motorków, szerokie ulice, które czasem przyprawiają o zawrót głowy kiedy trzeba przejść na druga stronę. Może nie jest to miasto na dłuższy odpoczynek, bo o takim trudno tu mówić, ale wcale nie mamy ochoty z niego uciekać, a takie opinie słyszałam dość często. Na pewno ma swój charakter i jeśli będzie taka możliwość kiedyś tu jeszcze wrócimy. Mam nadzieję, że od podobnej strony uda nam się zobaczyć również Hanoi, do którego na razie nie mieliśmy szczęścia( dwa razy jak przyjechaliśmy byliśmy nieprzytomni po podróży, raz padał taki deszcz, że nie dało się chodzić i jakoś nie udało nam się poznać tych uroków, o których tyle czytałam), ale podejmiemy pod koniec wyprawy jeszcze jedną próbę polubienia go:)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (23)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
sophia81
ciekawa świata
zwiedziła 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 96 wpisów96 10 komentarzy10 508 zdjęć508 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
18.08.2010 - 25.09.2010
 
 
04.09.2009 - 14.09.2009
 
 
07.03.2008 - 14.03.2008