Geoblog.pl    sophia81    Podróże    Wietnam, Kambodza 2010    Uczta dla zmysłów i uczta dla ciała
Zwiń mapę
2010
14
wrz

Uczta dla zmysłów i uczta dla ciała

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10850 km
 
W ramach biletu do Great Palace, w ciągu tygodnia można zwiedzić również, położony na północy Bangkoku, zaraz obok zoo, Dusit Palace. Jest to cały kompleks zabudowań mieszczący przeróżne ekspozycje związane z historią monarchii, a przede wszystkim z obecnie panującą parą królewską. Na zwiedzanie wybraliśmy się autobusem miejskim. Z przystanku niedaleko Khao San pojechaliśmy autobusem nr 70, który staje zaraz przed wejściem do kompleksu. Zwiedzanie zajęło nam około 3h, a oglądać naprawdę było co. Zaczęliśmy od zbiorów przeróżnych ozdób, biżuterii, figurek, niesamowicie misternie wyplecionych pojemniczków, koszyków i przeróżnych pudełeczek. Dalej była wystawa fotografii, aż dotarliśmy do głównego zabytku, czyli Vimanmek Mansion. Jest to w całości zbudowany z drewna tekowego pałac, który obecnie jest muzeum poświęconym Królowi Ramie V i mieści ekspozycję porcelany,
ozdób, trofeów myśliwskich etc. Budynek jest naprawdę bardzo ładny i powiedziałabym przytulny. Chodzi się z przewodnikiem, a nawet paroma, którzy bardzo dokładnie o wszystkim opowiadają. Aż chciałoby się tam trochę pomieszkać. Dookoła jest bardzo ładny ogród, kanały, mostki. Niestety nie wolno robić zdjęć. Potem obeszliśmy jeszcze jakąś mniejszą wystawę. Tam zbiory były w sumie dość podobne do tych w pierwszych budynkach. Myśleliśmy, że to koniec zwiedzania ale okazało się, że jest jeszcze Ananda Samakhom Throne Hall, o którym w naszym przewodniku napisali, że jest zamknięty dla zwiedzających. Już sam budynek jest ogromny, obłożony szarym marmurem, a wewnątrz ściany całe pokryte są niesamowitymi malowidłami i ozdobami. Do tego mieści się tam wystawa darów dla królewskiej pary. Są to olbrzymie modele łodzi, trony, palankiny i płaskorzeźby. Całe wykonane z teku, srebra, złota i kamieni szlachetnych, misternie rzeźbione, ażurowe i pełne najdrobniejszych szczegółów. Większość z tych eksponatów powstawała w przeciągu 2-3 lat. Są naprawdę niesamowite i przepiękne. Bardzo polecam wizytę tam - wrażenie niezapomniane.
Nakarmiwszy nasze zmysły, postanowiliśmy nakarmić nasze ciała, a właściwie napełnić trzewia. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do marmurowej świątyni, a potem prosto taksówką do MBK - ogromnego centrum handlowego, gdzie miała na nas czekać japońska uczta. Nie wiem, jakim cudem taksówkarz przebił się przez korki, a nawet kiedy to zrobił, ale udało się i dotarliśmy na miejsce. Kurs z taksometru wyniósł nas 100THB. MBK jest ogromne. Są momenty kiedy odnosi się wrażenie, że nie ma końca. Wiedziałam, że gdzieś tu jest japońska knajpa, w której płaci się około 30zł i przez 1,20h można jeść ile się tylko chce. Szukaliśmy, szukaliśmy i już straciliśmy nadzieję. Weszliśmy do części, gdzie kupuje się talony na określoną kwotę, a potem można wymienić je na jedzenie, na jakim stoisku się tylko chce. Było ich mnóstwo, w większości z kuchnią azjatycką, każde specjalizowało się w innej potrawie, ale to nie było to, czego szukaliśmy. Podjęliśmy ostatnia próbę. Przedostaliśmy się na 6 piętro gdzie zdaje się mieści się kino i tam znaleźliśmy! Za 269THB/os. przez prawie półtorej godziny można było jeść do woli. Zgłodniali tak się rzuciliśmy na jedzenie, że po 20min. ledwo mogliśmy się ruszać. Cala zabawa polega na tym, że w sporej sali umieszczone są na kształt węża, bary wijące się przez cale pomieszczenie. Na górze barów cały czas jadą małe talerzyki z przeróżnymi składnikami. (Trochę podobnie jak w naszych suszarniach na łódeczkach, jeśli ktoś wie co mam na myśli.) Tu jednak wygląda to tak, że dodatkowo w blacie są kociołki z bulionem, który cały czas się gotuje. Do tego sos, łyżka cedzakowa i miseczka. Z „jeżdżącego” baru zdejmuje się talerzyki z tym, na co kto ma ochotę i gotuje sobie w bulionie (różne liście, kawałki mięsiwa, grzyby, owoce morza, warzywa). Po chwili odcedza się je i można jeść, a do środka pakować nowe składniki. Po jakiejś chwili - bacznie obserwując otoczenie - zorientowałam się, że miejscowi najpierw zbierają składniki, powoli gotują - można zmieniać siłę grzania, dodają jeszcze jajko i dopiero jak już wszystko przejdzie smakiem, zajadają. My rzuciliśmy się tak szybko, że jedliśmy każdą rzecz osobno, ale i tak było pyszne. Miedzy tym wszystkim chodziły panie i co jakiś czas dolewały bulionu, żeby się nie wygotował. Ja miałam rozkręcone grzanie i mnie niestety się trochę przypalił, bo pani się zapóźniła, a ja nie wiedziałam jak to wyłączyć:). Do tego wszystkiego oczywiście duży bufet z klasycznym sushi, różnymi dodatkami, tempurą, deserami i spory wybór napojów. Godzina dwadzieścia, niecałe 30zł i człowiek jest w raju:) Szkoda, że u nas tak nie ma, ale pewno by mnie to zgubiło:)
Potem spacer po piętrze z pamiątkami, drobne zakupy głównie dla ruchu po tym strasznym obżarstwie i wróciliśmy do hotelu. Bangkok jest ogromny i tak zakorkowany, że można jajko znieść w taksówce. Ponoć lepiej korzystać z usług motorków, ale zwyczajowo zaczęło padać, więc wyboru specjalnie nie mieliśmy. Inna sprawa, że taksiarz tak rozbujał klimę, że prawie zamarzłam i tak musiałam siedzieć, bo nic nie kumał po angielsku..:) W okolice Khao San niestety ani metro ani sky train nie jeżdżą.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
sophia81
ciekawa świata
zwiedziła 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 96 wpisów96 10 komentarzy10 508 zdjęć508 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
18.08.2010 - 25.09.2010
 
 
04.09.2009 - 14.09.2009
 
 
07.03.2008 - 14.03.2008